Przekaz:

Nie pozwolę radości w smutek przemienić

Nie ukrywam, gdy byłem, gdy żyłem, ciągle czułem w sobie moją starość, bo wciąż nic, tylko na łzy ludzi patrzyłem, bo wciąż słuchałem od nich tych niekończących się oczekiwań, na które nie zawsze zareagować umiałem. Nawet przyznam, budowało się we mnie pewne poczucie winy, niedoskonałości mojej, bo przecież jak każdy, chciałem umieć zareagować na każdą sytuację, którą przynosili do mnie – pod brzemieniem wszelkich opowieści o trudu w życie wynikanie, pod brzmieniem nawet trudnej do wyłuszczenia intencji, która raz jest jasna, a raz robi się w barwie swojej zupełnie inna.

Zadajesz sobie pytanie, czy można, zatem bazować na tym, co jest Światłem Istnienia, życia opowieścią o rady sobie dawaniu? Czy można na czymś bazować, gdy to się wszystko zmienia, gdy raz pokazują ci, że był jasne, a za chwilę masz wrażenie, że ogarniają człowieka jego własne płomienie?

Muszę się przyznać, że bardzo mi zależało na określeniu przestrzeni, w której istnieją, funkcjonują zasady, które poczułem głęboko w sobie. I ja tę przestrzeń określiłem. Nawet zbudowało się to, co zaczęło żyć dalej swoim własnym życiem. Ale gdy patrzyłem przez okna, gdy zerkałem na daleki horyzont, przypominam sobie chwile mojej młodości, tę radości, gdy gdzieś udało mi się człowieka spotkać, który opowiadał mi o życia swojego radości.

Ciężkość – oddech ciężki, myśli zdające sobie sprawę, że w zależności od tego, jakimi będą, to tak i też będzie dalej.

Uczucia tak mocno osadzone w deklaracji wewnętrznej, że będą ciepłymi, wciąż konfrontujące się z tymi, nazwijmy to, chłodnymi.

Gdybym mógł powrócić do lat, które minęły! Gdybym mógł znów na tej drodze być i kogoś tam spotkać. Gdybym mógł znów będąc w tej procedurze, która stanowiła mnie z wolnej woli obraną i drogę mojego życia, chciałbym czuć w sobie więcej lekkości, mniej się tym cierpieniem innych po prostu przejmować! Bo nie jest wielką sztuką brać to, wyzwanie czegoś czynienia z czyichś pleców zabierać, z czyichś rąk. Nie jest wielką sztuką cierpieć za tych, którzy nie umieją się ogarnąć od wieków. Wielką sztuką jest mobilizować, by w swoim życiu już nie powielali tego, co nazywa się „w życiu swoim upaść”.

Chciałbym siebie zobaczyć nawet w wieku sędziwym, gdy promienieje ze mnie radość wielka. Chciałbym wtedy spotykać ludzi po prostu szczęśliwych, którzy ze mną chcieliby rozmawiać o tym, co stanowi Idea Istnienia, ta przeogromna, od wszystkiego największa. I choć czasem się zdawało, że wśród moich bliskich, wielu chce wejść w dyskusję ze mną, to bywało też, że patrzyli na mnie jak na odmienność, nie rozumiejąc, jakimi kierowałem się kryteriami, wyznacznikami.

Gdybym mógł chciałbym się zobaczyć w tej radości, poczuć lekkość nawet, gdy czyni się rzeczy niebywale istotne.  Chciałbym znów zerkając na swoje oblicze, nie zobaczyć na twarzy wszystkich cierpień, które przynosili, bo sami nie umieli poradzić sobie z nimi w swoim życiu.

To było. Inna opowieść się stanie, Nawet, gdy przyjdę tu kiedyś do życia przestrzeni, wezmę na siebie całkiem inne wyzwanie. Obiecałem sobie, że nie pozwolę mojej radości w smutek przemienić.

Wznoszą was, niemal na rękach swoich, ku tej, która jest lekką, młodą i siłą. Przytulają was. W tych objęciach serdecznych ich myśli, uczuć, także i dłoni, starają się przekonać was, że co by nie było, istotne jest wewnątrz siebie odczuwanie radości z swego bycia, wszędzie. Przekonują, że istnieje to niebywałe połączenie, dzięki któremu nie będziesz w katordze, powodujące, że chce ci się – bo ciekawość wzrasta, nasila się chęć poznawania kolejnych dni i lat swojego tu bycia.

Uśmiechu każdej ciała cząstki, całej przestrzeni, którą każdy jest w nieskończoność, jak najwięcej trzeba dać pożywienia. Trzeba po prostu troskom nie pozwolić, by ogarnęła człowieka w smutku przeogromna samotność. Łącząc się z tym, co kocha, szukając to, co tuli, pomoże, bazując na wartości, którą właściwie wszędzie we wszystkim można spotkać, tkasz, budujesz siebie – nie na odosobnienie, ale na radość bycia, życia razem.  Tego razem, które polega na tym, że się rozumiemy, że jeden drugiego szanuje, nie uczyni grymasu ukazującego lekceważenie, ironię na to, co mówisz, robisz, czujesz. Przecież wszyscy w gruncie rzeczy jesteśmy połączeni. Przecież wszyscy razem chcemy tego samego.

Wydawało mi się, że mogę świat ten zmienić. Dziwiłem się, gdy mówili, że to niewykonalne. Wydawało mi się, że wystarczy ogień rozpalić by inni wiedzieli, że może być ciepłem, dobrem. Wydawało mi się, że można nawet do ludzi będących gdzieś w oddali, wysłać ciepło, że każdy chętnie je weźmie. A potem okazuje się, że nawet i w takich sytuacjach bycia, trzeba obronić się przed tymi, którzy wydawali ci się towarzyszami twego wędrowania, że trzeba patrzeć uważnie, dostrzegać to, co płynie do ciebie, bo czasami jest jasne, a potem ta jasność jakby się oddala.

Jeśli nawet niemożnością jest w jednej chwili wszystko wprowadzić w totalny rzeczy porządek, by wszyscy nagle od tego ciepła uczuć pięknych wręcz zaniemówili, powiedzieć, co jest pięknym, dobrym dla każdego, to i tak warto! Ale nie tak, jak ja to czułem w odosobnieniu, w poczuciu osamotnienia. Nie tak, że każdy obdaruje cię swoim trudem, a gdy nie weźmiesz, ma pretensję, że nie wziąłeś – bo przecież masz być dobrym człowiekiem, a dobry to weźmie.

Nie, dobroć na czymś innym polega – pozwalaniu każdemu na samo bycie sobą. A gdy zada pytanie, niech popłynie z twego serca i mądrości odpowiedź, na którą ten ktoś może i nie czeka w takiej formie. Trzeba tylko prawdę powiedzieć, co pojąć możesz i wiedzieć, że nie jest twoją winą, że prawdę wyłuszczasz z siebie. Trzeba zareagować tak, jak umiesz, by wprowadzić porządek w przestrzeń, która jest bezsennością dla ciebie.

Taka radość, gdy patrzy się na to, co się poczyniło, że nie zmarnowało się czasu na nic nie czynienie. Jaka radość, że wielu życie swoje odmieniło, że wielu odnalazło po prostu z zagubienia siebie. Wielka radość, że można było spotkać kogoś na drodze życia, w radości Istnienia. Ale by to było, by to się działo, dalej szerzyło, nie należy zgubić tej lekkości, uśmiechu, który jest rysem charakterystycznym każdego, również i ciebie. Trzeba wierzyć, wiedzieć, że w tej przestrzeni istnieje DOBR, w każdej możliwej postaci. Trzeba wierzyć, wiedzieć, że przynależne jest każdemu, kto w ten sposób funkcjonować potrafi.

Z wielką radością czekałem na chwilę, w której zobaczycie bruk, po którym chodziły nogi moje. Czekałem z radością, aż wasze serce zabije wtedy radością.

Gdzie by to nie było, kto by się z kim nie spotkał, niech ta radość będzie. Czy jest dzień teraźniejszy, czy lata przyszłe przyjdą, niech ta radość będzie, lekkość pomagająca siebie ochronić i mądrość, dzięki której, za dużo nie weźmiesz, bo się w tym potopisz. Niech będzie wola i prawda oczywista, przekazywania każdemu w jego dłonie tego, co należy każdemu poczynić, jako jego wyzwanie. Sprawa oczywista, nikt za to winy na siebie niech nie bierze. Niech nikt nie zapomina, że jeżeli ktoś gorzkie słowa prawi, to sam musi z tymi słowami coś poczynić, bo ty ich nie przyjmujesz. Ot, po prostu. Jeżeli ktoś czyny gorzkie czyni, to sam powinien te czyny naprawić. To nie jest twoja wina. Od tak, po prostu.

Ku tej lekkości idź, kochanie, ku radości spotykania się z każdą godziną dnia każdego. Ku tej miłości idź, która buduje dla nas nie tylko drogi wiecznej posłanie. Ku tej możliwości spotkania człowieka uczuć twoich godnego, ku tej sile wewnętrznej idź w przekonaniu, że można się porozumieć i z ciałem człowieka, i z jego życiowym, materialnym światem, o ile ten człowiek pochwyci to, na co tak czekał i zrobi z tego to, co będzie prawe.

Nie mam cienia wątpliwości, że warto po tego rodzaju dzieła, czyny życia tutaj bywać. Nie mam cienia wątpliwości, że nadal każdy z was ma przed sobą perspektywę tę jasną, czystą kartę niezapisaną, na której pojawiają się piękne opowieści, a niewykoślawione, fałszywe. A jeśli nawet w tłumie ludzi pojawi się to, co nie jest akceptowalne, to ten tłum też musi zweryfikować swoją myśl, którą żyje. To nie twoja wina, kochanie. To nie twoja wina, kochanie.

Do tych dni i godzin, do tej wizji jutra, warto przesłać uśmiech dziecka szczęśliwego, które wie, że drogocenną jest każda minuta, że smutkiem jest pozbawianie tej minuty twojego człowieczego szczęścia.

Wielki świat, tyle tu się wydarza. Wielu ludzi. Czasami mylą się ich drogi, ale póki nie zrozumie ten i ów, że człowiek drugi to jego w gruncie rzeczy brat, to nic tym ludziom po tym, że będą ćwiczyli swój naukowy rozum, chwalili się nim. Póki nie poczują potrzeby serca, nie docenią uczuć, które człowiek im daje, póki nie będą bronili tego, co stanowi Jedność, to i naukowe mądrości im nie pomogą,. Wiem, to na nic się zdaje!

Uczycie się tego, co pojąłem – spojrzeć i wiedzieć. Uczycie się tego, co pojąłem – poczuć i wiedzieć. Uczcie się tego dla ważnej sprawy – dla swego życia, tu bytności, dla wszystkich, którzy może nie zdają sobie z tego sprawy, ale chcą po prostu tutaj w szczęśliwości dnia ostatniego swojego dożyć. Każdemu, kto w tej edukacji pomaga, dziękuję. Dziękuję, że i mnie ktoś edukował w tym względzie. I tobie dziękuję, jeśli głęboko poczujesz, co Ja, Wędrowiec, teraz powiedziałem do ciebie.

O.Pio, 01.2020